piątek, 11 październik 2019 05:59

Kontuzje to nieodłączna część życia sportowca Wyróżniony

Napisał

Dzisiaj chcielibyśmy poruszyć dość ciężki temat. Nie tylko mowa tutaj o naszej amatorskiej lidze ale o całym sportowym świecie. Nie ma chyba nic bardziej związanego z „wyczynowym” sportem niż kontuzje. Jest to element mocno przywiązany do sportu. Praktycznie zawsze te dwie rzeczy występują razem. Gdzie sport tam kontuzje. Czy to na szczeblu zawodowym jak i amatorskim. Jak wiele jest historii sportowych gdzie jedno zdarzenie odebrało wiele marzeń o piłkarskiej karierze. Dla mnie osobiście gdy myślę o kontuzjach u piłkarzy to mam przed oczami Marka Citko. Kto wie co by się stało gdyby nie uraz. 

Jesteśmy mocno narażeni na odniesienie nawet drobnego urazu gdy tylko zabieramy się za jakąkolwiek aktywność fizyczną. Możemy wyjść pobiegać do pobliskiego lasu i potknąć się o skarpę tudzież wystający korzeń, kamień. W wyniku tego możemy nawet złamać kończynę. Hmmm… w sportach drużynowych ryzyko to zwiększa się błyskawicznie. Dochodzi adrenalina, sportowa rywalizacja, chęć bycia najlepszym. Gdy pojawia się urazu, zaczynamy łapać się kurczliwie wszystkiego co możliwe by tylko odepchnąć myśl od siebie „czy było warto ryzykować?”.

Organizując amatorską ligę wiele razy widzieliśmy bardzo niebezpieczne sytuacje. Część z nich mogła się skończyć tragicznie dla zawodników. Za każdym razem upominamy i prosimy, nie każda piłka musi być Twoja, nie gramy o mistrzostwo świata, jesteśmy tu dla rekreacji i zabawy! Wychodząc na orlika dla Ciebie powinna się liczyć tylko zabawa i bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo Twoje i Twoich kolegów. Bez względu na przynależność klubową – zespołową. Nie zawsze sędzia zdąży ze swoją reakcją, nie zawsze powstrzyma „agresora” kilkuminutową karą. Wszystko to dzieje w naszym głowach i nastawieniu jakie temu towarzyszy. Wiadomo. Wchodząc na boisko chcesz być najlepszy. Nie ma w tym nic złego. Każdy z nas dąży do ideału. Do bycia tym jedynym. Wszystko diametralnie się zmienia gdy to nas dotyka ból i cierpienie, który niesie poniesiony uraz.

Sięgnęliśmy do zasobów internetowych w celu wyszukania budujących przypadków, które mogą Was zainspirować do walki z chorobą czy kontuzją. Jednym z ostatnich wielkich historii jest niewątpliwie ta o Santi Cazorli. Hiszpan. Ambitny i perspektywiczny. Spełnienie marze w postaci gry w najlepszej lidze świata – Premier League (oczywiście możecie  mieć inne zdanie:)). Bycie jedną z czołowych postaci wielkiego Arsenalu. Ach tu nagle kontuzja kostki. Kilka operacji. Fatalne rokowania. Wycięte ścięgno Achillesa. Około dwóch lat rozbratu z piłką. Groziła mu amputacja nogi. Powrót do zawodowego sportu? Lekarze kazali mu zapomnieć. Co najwyżej spacer w ogrodzie. Siła charakteru i wytrwałość w dążeniu do celu okazała się większa i silniejsza niż jakiś brak 8-miu centymetrów ścięgna. Po 11 operacjach, Santi wrócił do gry. Za chwile po kilkudziesięciu miesiącach rozłąki z kadra narodową, ponownie założy trykot i będzie reprezentował swój ukochany kraj.

Inna historia, mrożąca krew w żyłach dotyczy naszego krajowego podwórka. Niech się przyzna ten kto nie zna historii Wasilewskiego z Anderlechtu? Ilu z nas stawiało już krzyżyk na jego karierze? Nic bardziej mylnego. Silny charakter Wasyla po fatalnej kontuzji złamania nogi był motorem napędowym do powrotu na boisku. Dzisiaj Wasyl biega w ESA i reprezentuje barwy Wisły Kraków. Jest wspaniałym przykładem dla młodego pokolenia jak sobie radzić w ciężkich chwilach. Dzięki temu stał się idolem klubu w którym spędził większość kariery. Po kontuzji wrócił na boisku i rozegrał ponad 60 spotkań w Premier League. Szacun!

Z naszego amatorskiego - ligowego podwórka również można zaczerpnąć wiele nauki. Pozwoliliśmy sobie odpytać i powspominać z kilkoma barwnymi postaciami naszej ligi jak to jest z tymi urazami. Sami przeżyli ich kilka. Gdy mówimy o kontuzjach w Lidze Bobra to chyba nie sposób nie wspomnieć koszmarnego urazu Andrzeja Michalskiego reprezentującego ówczesne Meble Elefente. Oto kilka słów od Andrzeja na temat samego urazu:

Jest rok 2013. Bodajże końcówka września początek rozgrywek 10 minuta meczu. Oddałem strzał z wyskoku upadając całym ciałem na lewą nogę pod skosem. Usłyszałem trzask. Upadłem, noga leży wygięta w drugą stronę. Złamanie z przemieszczenie kość piszczelowo -strzałkowej lewej. Znalazłem się w szpitalu ostro załamany z pytaniem: co to dalej będzie? Takie złamanie kości tym bardziej nógi… ogólnie masakra. Zaczęło się słabo. Lekarz dosłownie kostkę mi przewiercił. Włożył drut, zaczepił 5 kg odważnik. Leżałem tak na łóżku 48 godzin, czekając na operację. Nikomu tego nie życzę. ... Operacja spoko nic nie pamiętam laughing . W kość mi wsadzono drut od kolana do kostki skręcony na 4 wkręty pod skórą... Żadnego gipsu. Po dwóch - trzech miesiącach został wykręcony jeden wkręt. Dopiero mogłem zaczynać chodzi. Był już styczeń. Ciężko było postawić pewnie nogę tym bardziej że bolało jak cholera. Na rehabilitację trafiłem do super lekarza. Lekarz dał mi złota radę: „do bólu chodzić ile się da, na pewno się to unormuje”. Tak też było.  Po dwóch latach wyjęto mi to zbrojenie. Do grania nie wróciłem niestety. Czemu? Nie wiem. Chyba już dość tych ekscesów. Tym bardziej że trzy tego typy kontuzje miałem na boisku. Dwa razy kość śródstopia. Raz lewa, raz prawa. Heh takie życie.

Ciężką kontuzję na naszym boisku odniósł również barwny Maciek Denoch. Bardzo ciekawie opowiedziane z wyraźnym apelem do zawodników.

Zapewne większość z tutaj zgromadzonych kojarzy mnie z boisk Ligi Bobra. W końcu przecież kilka sezonów, meczy o mistrzostwo czy czysto sportowych batalii stoczyłem, grając z kilkoma drużynami. Nigdy nie odpuszczałem, o czym z resztą wspominać chyba nie muszę... 20 Kwietnia. Nawet przyjemny, choć z lekka mroźny dzień. Mecz z All Stars. Prostopadła piłka w moje pole karne, nie widzę nikogo poza obrońcą, ruszam. Piłka na wysokości bioder, kątem oka widzę napastnika, biegł w moim kierunku odwrócony za piłką, za późno krzykiem dałem mu znać że tu jestem.. Nie miał szansy zareagować, ale w ostatniej chwili widziałem, jak gotową do przyjęcia nogę instynktownie stara się przede mną schować... Ciemno, który mamy rok, ból. Pierwsze 3 myśli które przyszły do mojej głowy. Leżę i trzymam się za bark. Pęknięty? Wybity? Może to tylko stłuczenie? 8min meczu, chwila na ogarnięcie, gram dalej. Po powrocie do domu ból się nasilał. Zaufana mi osoba po przyjeździe (dzięki za wszystko W., gdyby nie Ty pewnie problem byłby większy laughing ) i oględzinach spojrzała tylko na mnie mówiąc "to trzeba zbadać". Wiedziałem, że jest źle. "Powichnięcie stawu barkowo-obojczykowego z przemieszczeniem i nadmiażdżeniem chrząstki stawowej". Tak mniej więcej brzmiał opis. Przez "drobny" błąd lekarski obecnie noszę całkiem wyraźną pamiątkę po tamtym zdarzeniu. Do tego zostały już te bardziej fizyczne... Ból przy zmianie pogody (z przepowiadaniem pogody bywam lepszy od Tomasza Zubilewicza i Braci Kret razem z Omeną Mensah wziętych), problemy z dźwiganiem czy nawet podnoszeniem lekkich rzeczy powyżej ramienia, drętwienie... Ponaciąganych więzadeł, powichnięć w kostkach, wybić, złamań, zerwań mięśni i innych "dupereli" nawet nie liczę. I wiecie co? Ten kto mówi, że "sport to zdrowie" jest trochę w błędzie. Sport najczęściej ma uczyć szacunku, pokory, charakteru i samozaparcia. Nie dawać zdrowie. To zostawiane jest przez wszystkich z nas na boiskach Ligi Bobra, Klasach B, A, Okręgówkach. Nie warto ryzykować. Dbajmy nie tylko o siebie, ale PRZEDE WSZYSTKIM o swoich przeciwników jak również kolegów z drużyny.

Na sam koniec mam kilka słów od ostatniego MVP 15 Edycji Łukasza Bogusiewicz, który ma na swoim koncie grę w tłuszczańskim TKS-sie.

Grając od dzieciaka w piłkę miałem wiele różnych urazów mniejszych większych mikrourazów po złamanie.. Sport i kontuzje idą w parze i zawsze będą towarzyszyć kwestia charakteru i tego jaka to kontuzja.. Gdy coś działo się poważniejszego zachodził cały proces. Najpierw złość na siebie i piłkę że już nigdy więcej. Pogniewanie się po co to tak naprawdę. Jednak jak już wszystko w głowie się ułożyło, minęło trochę czasu, emocje opadły, zaczęło wracać się do zdrowia znów przychodziła myśl kiedy znów się zagra. Po prostu przychodził głód piłki, tej atmosfery. Pojawiała się znów motywacja. Chęć powrotu. Robiło się wszystko żeby zacząć grać. Rehabilitacja mniejsza czy większa, to napędzało. W przypadku mniejszych urazów pokonanie bariery w głowie. Odwaga że nic się nie stanie. Walka ze sobą i własną psychiką. Wchodziło się ostrożnie z obawą że uraz się odnowi albo znów zaboli. Po pierwszym razie, drugim, trzecim, piątym pewności wracała że jest już dobrze aż w końcu po prostu się zapominało i grało jak wcześniej. Każdy jest świadomy. Przynajmniej powinien być ze coś takiego niestety dzieje się w sporcie i zawsze towarzyszy. Jest skutkiem ubocznym jeżeli się jest aktywnym fizycznie i prędzej czy później spotka każdego. Mniej lub bardziej doświadczonych ale jednak w końcu trafi.. Czasem wtedy jak upadamy trzeba pokazać charakter wojownika walczyć by wstać silniejszym.

Jak widzicie podejście każdego z nas do tematu urazów w sporcie jest inne. Każdy z nas ma inne doświadczenia, odczucia i refleksje. Każdy z nas może inaczej to odczuwać i pojmować. Jednak najważniejsze pozostaje bez zmian – graj tak by innym nie sprawiać bólu.  

Czytany 1310 razy Ostatnio zmieniany piątek, 11 październik 2019 06:05

Skomentuj

Upewnij się, że zostały wprowadzone wszystkie wymagane informacje oznaczone gwiazdką (*). Kod HTML jest niedozwolony.

Najnowsze

 

Sponsor strategiczny ligi

 

Partnerzy

Kontakt

Lokalizacja: 05-240 Tłuszcz, ul. Łąkowa 1

Email: kontakt@ligabobra.pl

Telefon: 603-077-025

Website: www.ligabobra.pl

Zostaw do siebie kontakt

Zarejestruj się, aby otrzymywać e-mail z najnowszymi informacjami.
© Liga Bobra. All Rights Reserved. Designed By BTKSYSTEMS